Klawiterapia nie jest jeszcze tak popularna jak na to zasługuje jej skuteczność. Często trudno jest kogoś przekonać, żeby przyszedł na zabieg w momencie, kiedy problem delikatnie zaznacza swoją obecność, ale jeszcze mocno się nie rozwinął… Czasem, żeby przełamać obawę przed nieznanym, potrzebne są bolesne doświadczenia…
Stare porzekadło mówi, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Ale skoro już się to nie udało, dobrze jest znaleźć jakieś rozwiązanie.
Największym utrapieniem chorego jest BÓL, którego nie da się w żaden sposób uśmierzyć… On potrafi doszczętnie zrujnować życie. Jest też w stanie przekonać nawet największych sceptyków do wypróbowania nieznanych sobie terapii. Udręka nie pozwoli na bezczynność.
Co zatem może zrobić osoba, która została już przebadana, zdiagnozowana, poddana różnym zabiegom, przyjmuje leki – i nadal cierpi?
Odpowiedź brzmi: Szukać pomocy za wszelką cenę.
Po kilku dniach /tygodniach zgodzi się na postawienie baniek, przystawienie pijawek, a także zapała entuzjazmem na myśl o klawiterapii 😉
Jako terapeutki – doskonale zdajemy sobie sprawę z możliwości klawiterapii. Przekonujemy się na co dzień, że jest to metoda niezwykła. Potrafi przynieść ulgę w bólu tam, gdzie farmakologia sobie nie poradziła.
W naszej pracy nie są to przypadki odosobnione, kiedy po jednym albo dwóch zabiegach – dolegliwość po prostu znika. Jest to zaskakujące dla naszych klientów – ale często również dla nas samych. Niestety, nie oznacza to, że takie efekty mamy w każdej sytuacji. Warto pamiętać, że dzieje się tak często – ale nie zawsze.
W sytuacji gdy bólu nie da się tak po prostu „wyłączyć” za pomocą leków – organizm domaga się wyregulowania zaburzonych funkcji. Jeśli by potraktować ból jako cenny wskaźnik oceny zdrowia – może się okazać naszym wielkim sprzymierzeńcem.